Marzenia są większe niż rak



Nie podoba mi się taka perspektywa Warszawy. Generalnie to wolałabym wdrapywać się po piętrach Pałacu Kultury i Nauki, tymczasem wdrapuję się po piętrach Centrum Onkologii. A właściwie nie wdrapuję, tylko wiozą mnie na noszach ratownicy medyczni. Tak nie miało być. No ale cóż, witamy w filmie pt. "Życie". To miejsce mnie przeraża. Nikt się tu nie uśmiecha. Prawie każdy ma na głowie coś zamiast włosów, oprócz lekarzy i pielęgniarek. W tych oczach widać smutek, jakąś dyskretną prośbę. Przynajmniej ja to widzę. Ja widzę w tych oczach prośbę nie o litość. Ale o zrozumienie. Zrozumienie naszego cierpienia. Pamiętam jak wieziono mnie na oddział kliniki, spotkałam pewnego chłopaka. Nie miał włosów. Wiedziałam, że cierpi tak jak ja. Widziałam to w jego oczach, które spojrzały na mnie. Uśmiechnął się, a ja głupia odwróciłam głowę jak strzała, nie umiałam mu oddać uśmiechu. Chyba nie byłam na to gotowa. Potem uświadomiłam sobie, że Ci ludzie szukają sprzymierzeńców w swojej chorobie. Chyba dopiero wkraczam w ich środowisko.  Wszystko jeszcze wydaje się obce, szokuje mnie, dobija, próbuję wyrzec się tego, że należę do tego środowiska, że jestem chora. Ale życie to nie bajka, więc rzeczywistość jest, jaka jest. Mam raka, biorę chemię i leżę w największym Centrum Onkologii w stolicy, gdzie przyjeżdżają z nadzieją chorzy z całej Polski. Mało zachęcające, prawda?  Ale to nie znaczy, że nie zamierzam walczyć. Mimo tego, że poddaję się milion razy, to wstawać będę 10 milionów razy. Bo mam dla kogo. Marzenia są większe niż rak, więc dlaczego by się poddać? Zresztą.. Obiecałam lekarzowi, że będę zwycięzcą. Więc zamierzam do niego przyjść za jakoś czas z trofeum, na którym leży moja wygrana. Moje życie.



Komentarze

Popularne posty