Trzeba żyć, bez względu na to, ile razy runęło niebo..
Przepraszam za długą nieobecność na blogu. Musiałam poukładać wiele spraw, przemyśleć i zrozumieć pewne rzeczy. Potrzebowałam czasu, ale dziś poczułam się gotowa, aby coś dla Was napisać. Pewnie wiele z Was jest ciekawych co u mnie ☺️ Na obecną chwilę wszystko wygląda stabilnie, dzięki Bogu guz, który zagnieździł się niedaleko mojego walecznego serca, nie rośnie, a nawet maleje, co jest dla mnie fantastyczną wiadomością! ❤️ Teraz nawet gdy mnie boli i gdy mam duszności, nie zwracam na to większej uwagi, ponieważ jestem ciut spokojniejsza. Jednak nie całkiem, bo wiem, że to tykająca bomba. Może wybuchnąć, w każdej chwili, powiększyć się, stać się agresywnym. Nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień, kolejne badanie, kontrola. Ale po co o tym myśleć? Jutro zawsze będzie dla nas niepewne, tylko DZIŚ się liczy ☺️ Jak na razie korzystam z wakacji, mogę odetchnąć wreszcie pełną piersią. Zrobiłam wszystko, co tylko mogłam aby uczynić swoje życie lepszym. Walczyłam o życie.. Wygrałam, mimo obecnej sytuacji wiem, że wygrałam ❤️ Walczyłam o sprawność, jest coraz lepiej, a przecież tak marzyłam o tym, by chodzić.. 😍
Wiecie, czasami zdarza mi się zapomnieć o tym wszystkim co przeszłam, wszystko wróciło do normy i czuję, jakbym kawałek, po kawałku odzyskiwała siebie. Kiedyś, gdy leżałam na szpitalnym łóżku oglądałam swoje stare zdjęcia w telefonie. Widziałam siebie, w długich blond włosach, w makijażu. Siedziałam łysa, bez brwi i rzęs i patrzyłam ze złością i smutkiem na osobę na zdjęciu. Chciałam ją spotkać i porozmawiać, czułam jakbym patrzyła na kogoś obcego. Zazdrościłam jej wszystkiego, tych pięknych włosów, tej beztroski, tego życia. A przecież to byłam.. JA. W przeciągu kilku miesięcy zapomniałam, jak żyłam wcześniej. Zdjęcia w ramkach które wisiały na ścianie sprawiały, że patrzyłam na kogoś innego, nie na siebie. Nie umiałam zauważyć siebie w tej dziewczynie o długich, prostych włosach. Czułam się przy niej skrępowana, taka.. nijaka. Wyobrażacie sobie, czuć się tak przed samym sobą? Teraz czuję, że powoli zaczynam sobie przypominać, jak żyłam wcześniej. Ale nie od razu. To życie z odzysku, kawałek.. po kawałku. Tak jakby ktoś składał moje postrzeganie rzeczywistości w całość, układał życiowe.. puzzle. Ciężko mi to określić, po prostu uczę się dopiero żyć, tak jak uczyłam się na nowo chodzić. Uczę się na nowo jak rozmawiać z ludźmi, walczyć o siebie. To czasami bardzo trudne,ponieważ mimo tego, co przeszłam, często spotykam się z obojętnością, czy nawet wyśmiewaniem mojej choroby. Wiem, że wydaje się to niemożliwe, ale ludzie są różni, człowiek niekiedy musi zagryźć zęby i iść dalej, mimo tego, co czasami może usłyszeć. Wydaje mi się, że choroba wiele mnie nauczyła. Przede wszystkim pokory. Ogromnej pokory, więc zawsze staram się być wyrozumiała dla ludzi. Czasami nawet za bardzo, zapominam o sobie, a dbam o innych. Mam zupełnie inne spojrzenie na świat. Dlatego też grono moich znajomych i ludzi, z którymi utrzymuję kontakt bardzo się zmieniło. Zmieniły się także priorytety i wolę obracać się ludźmi, którzy we mnie wierzą i życzą mi dobrze, a toksyczne relacje nauczyłam się odstawiać na bok. Wiecie..kiedyś bardzo brakowało mi przyjaciela, kogoś, z kim mogę szczerze porozmawiać. Miałam taki okres w życiu, że byłam bardzo samotna i nie miałam nikogo. Ale poradziłam sobie, jak zwykle. I przestałam na siłę pchać się w relacje, które potem mnie wykańczały. Przestałam na siłę szukać przyjaciela. I tak oto tym sposobem zaczęli się pojawiać. Znikąd. Poznałam kogoś, kto bez względu na wszystko zawsze będzie częścią mojego serca, poznałam też przyjaciółkę, z którą mimo, że dzieli nas setki kilometrów, mogę porozmawiać o wszystkim, a fakt, że dzielimy tą samą datę urodzenia, jest dla nas znakiem, że po prostu w odpowiednim czasie musiałyśmy się spotkać ❤️ Czasami warto poczekać na tych odpowiednich ludzi, nie warto szukać na siłę, bo wszystko, co ma przyjść, przyjdzie w odpowiednim czasie. Czasami ten czas może być trudny. Jak choroba. Ale podczas tej choroby zyskałam kolejne przyjaźnie. Krótkie.. lecz prawdziwe. Krótkie, bo tych osób już ze mną nie ma. Odeszły, zostawiając ślad na moim sercu. Zostawiły coś po sobie i dały mi coś, czego nikt mi nie odbierze. Piękne wspomnienia. Rozmowy z nimi, których nigdy nie zapomnę i nowe spojrzenie na świat.
Ola.. Gdyby nie ta dziewczyna w różowej peruce, pewnie nie odważyłabym się po raz pierwszy od roku wyjść na spacer o kulach. Pamiętam dzień, a właściwie bardzo późny wieczór, gdy ją poznałam. Leżałam wtedy na chemii. Akurat skończyłam ostatnią kroplę, więc przyszedł czas na wycieczkę po oddziale. Spotkałam ją w poczekalni. Zatrzymałam się i zagadałam. Zaczęłyśmy rozmawiać. Ola miała siedemnastą chemię. Ja ósmą. Studiowała prawo, obroniła się mimo choroby i cierpienia. Była taka pogodna i uśmiechnięta. Tak się cieszyłam, że spotkałam ją tamtego wieczoru. Rozmawiałyśmy chyba ponad godzinę. Pamiętam, jak kazała mi walczyć do ostatniej kropli tego dziadostwa. Do teraz słyszę te słowa we własnej głowie i widzę jej uśmiech. Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę. Wróciłam do łóżka i zastanawiałam się, czy jeszcze kiedykolwiek ją spotkam. Niestety, na następny dzień już nie przyszła. Myślałam o niej cały czas, aż do kolejnej chemii, kiedy nagle zobaczyłam, że wchodzi na salę dziewczyna w różowej peruce. Śmiała się, powiedziała, że też powinnam taką kupić. Wybuchnęłyśmy śmiechem. Powiedziałam jej, że nie mam odwagi nigdzie wyjść. Blizna już się goiła, a ja panicznie bałam się wszystkiego. Wtedy Ola zaczęła ze mną rozmawiać, uświadomiła mi, że nie mam się czego bać, że powinnam wyjść na spacer, zobaczyć, jak piękny jest świat. Gdybym wtedy wiedziała, że widzę po raz ostatni jej uśmiechniętą twarz.. To dzięki niej po raz pierwszy od roku spędzonego w czterech ścianach, wzięłam kule i wyszłam na spacer. Wszystko wydawało się wtedy takie..nowe. Chodziłam i cieszyłam się każdym postawionym krokiem, mimo, że po kilku musiałam już odpoczywać..Myślałam wtedy o Oli i o tym, jaka jestem jej wdzięczna za to, że się do tego przyczyniła i dodała mi odwagi. Ola odeszła. Nie zdążyłam się z nią pożegnać. Zostawiła wszystko. Rodzinę, narzeczonego, plany, marzenia. Była tylko kilka lat starsza ode mnie. Nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiła. I nigdy nie zapomnę jej słów: "Walcz Natalia. Walcz dla siebie, dla niego, dla waszej miłości. Uda wam się". Płaczę na wspomnienie o tych słowach. Czasami nie wierzę, że nigdy jej nie zobaczę. Ciągle przywołuję wspomnienie tamtego dnia, widzę jej twarz, ten pogodny uśmiech. Mimo, że znałyśmy się tak krótko, na zawsze będzie w moim sercu.
Dominika.. Pamiętam ją jako pogodną dziewczynę, która była pozytywnie zakręcona i lubiła dużo mówić. Ja leżałam wtedy na kolejnej chemii, a ona przyjechała na pierwszą. Miała takie piękne, długie, brązowe włosy. Mówiła, że odda je do fundacji. Poczułam smutek, przypomniałam sobie swoje długie włosy i moment, kiedy ciocia musiała mi jej obciąć. Los tak połączył naszą historię, że spotykałyśmy się prawie na każdej chemii, a nawet po niej,kiedy przyjeżdżałam na kontrole. Niejednokrotnie leżałyśmy razem na sali, dzięki czemu chemia była lżejsza, a my mogłyśmy rozmawiać i o niej zapomnieć. Dominika była bardzo dzielna i waleczna, wręcz mężna. Podziwiałam jej upór i zawziętość. Kochała życie, cieszyła się każdym dniem i każdą chwilą.. Kochała ludzi, miała w sobie tyle ciepła. Nosiła krótką, szarosrebrną perukę. Chemia leciała kropla po kropli, a ona ciągle się śmiała. Tak chciała żyć. Pamiętam dzień, gdy spotkałam ją po raz ostatni. I pamiętam swój płacz, gdy dowiedziałam się, że Dominika odeszła na zawsze..Zostawiła swoją miłość, kogoś, kogo kochała całym sercem..
Aleksandra.. Kobieta, matka o walecznym sercu, którą spotykałam prawie na każdej chemii. Miłość Oli i jej męża mogłam podziwiać przy każdym pobycie w szpitalu. Nigdy nie widziałam piękniejszego odzwierciedlenia słów przysięgi małżeńskiej "w zdrowiu i chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy.." Każdy kojarzy miłość z motylami w brzuchu, randkami i romantycznymi spacerami. Niestety, prawdziwa miłość musi nieść swój krzyż. Przychodzą mi na myśl słowa: "Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie". To słowa Ś.P. św. Jana Pawła II. Niejednokrotnie wracałam do nich, gdy chciałam się poddać. Ola i Marcin nieśli swój krzyż. Ale wiem, że Ola była bardzo szczęśliwa i odeszła spokojnie, w ramionach ukochanego, w Godzinie Miłosierdzia. Marcin, jeśli to czytasz, wiedz, że zawsze będziesz dla mnie bohaterem. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś, by uczynić życie Oli piękniejszym. Ola jest na pewno szczęśliwa i wierzę, że nie czuje już bólu..
Każda z tych osób, choć odeszła, zostawiła rysę na moim sercu. Każda z nich pokazała mi coś wartościowego i wiem, że nie spotkałam ich przypadkiem.. Wielu przyjaciół z onkologii nadal jest ze mną i mam nadzieję, że tak zostanie. Patrycja, Ada, Agnieszka, Ania i wielu innych, którym kibicuję każdego dnia. Choroba i ludzie, których spotkałam podczas niej sprawili, że wiele się nauczyłam i zrozumiałam mnóstwo rzeczy. Na swojej drodze w tym czasie spotkałam także osoby, które mnie skrzywdziły, ale nie żałuję. Sprawiły one jedynie, że stałam się jeszcze silniejsza i potrafię walczyć o siebie. Wiecie.. ten rok był bardzo długi i trudny, ale piękny. Wiele przeżyłam, zobaczyłam.. Pamiętam jak leżałam na którejś chemii i pomyślałam, że gdy wyzdrowieję, pojadę w góry i na szczycie wykrzyczę im, że wygrałam. Spełniłam swoje marzenie, choć było zbyt dużo ludzi, by krzyczeć z radości, zrobiłam to w sercu. Nie mówię, że się nie boję. Boję się bardzo. Wszystkiego. Boję się kolejnej chemii, utraty włosów, kolejnych operacji. Ale wiem, że nie mogę się poddać. Bo walczę dla Was, dla osób, które kocham i dla SIEBIE .. ❤️
Na koniec zostawię słowa, które wiele mi uświadamiają..
Ola.. Gdyby nie ta dziewczyna w różowej peruce, pewnie nie odważyłabym się po raz pierwszy od roku wyjść na spacer o kulach. Pamiętam dzień, a właściwie bardzo późny wieczór, gdy ją poznałam. Leżałam wtedy na chemii. Akurat skończyłam ostatnią kroplę, więc przyszedł czas na wycieczkę po oddziale. Spotkałam ją w poczekalni. Zatrzymałam się i zagadałam. Zaczęłyśmy rozmawiać. Ola miała siedemnastą chemię. Ja ósmą. Studiowała prawo, obroniła się mimo choroby i cierpienia. Była taka pogodna i uśmiechnięta. Tak się cieszyłam, że spotkałam ją tamtego wieczoru. Rozmawiałyśmy chyba ponad godzinę. Pamiętam, jak kazała mi walczyć do ostatniej kropli tego dziadostwa. Do teraz słyszę te słowa we własnej głowie i widzę jej uśmiech. Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę. Wróciłam do łóżka i zastanawiałam się, czy jeszcze kiedykolwiek ją spotkam. Niestety, na następny dzień już nie przyszła. Myślałam o niej cały czas, aż do kolejnej chemii, kiedy nagle zobaczyłam, że wchodzi na salę dziewczyna w różowej peruce. Śmiała się, powiedziała, że też powinnam taką kupić. Wybuchnęłyśmy śmiechem. Powiedziałam jej, że nie mam odwagi nigdzie wyjść. Blizna już się goiła, a ja panicznie bałam się wszystkiego. Wtedy Ola zaczęła ze mną rozmawiać, uświadomiła mi, że nie mam się czego bać, że powinnam wyjść na spacer, zobaczyć, jak piękny jest świat. Gdybym wtedy wiedziała, że widzę po raz ostatni jej uśmiechniętą twarz.. To dzięki niej po raz pierwszy od roku spędzonego w czterech ścianach, wzięłam kule i wyszłam na spacer. Wszystko wydawało się wtedy takie..nowe. Chodziłam i cieszyłam się każdym postawionym krokiem, mimo, że po kilku musiałam już odpoczywać..Myślałam wtedy o Oli i o tym, jaka jestem jej wdzięczna za to, że się do tego przyczyniła i dodała mi odwagi. Ola odeszła. Nie zdążyłam się z nią pożegnać. Zostawiła wszystko. Rodzinę, narzeczonego, plany, marzenia. Była tylko kilka lat starsza ode mnie. Nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiła. I nigdy nie zapomnę jej słów: "Walcz Natalia. Walcz dla siebie, dla niego, dla waszej miłości. Uda wam się". Płaczę na wspomnienie o tych słowach. Czasami nie wierzę, że nigdy jej nie zobaczę. Ciągle przywołuję wspomnienie tamtego dnia, widzę jej twarz, ten pogodny uśmiech. Mimo, że znałyśmy się tak krótko, na zawsze będzie w moim sercu.
Dominika.. Pamiętam ją jako pogodną dziewczynę, która była pozytywnie zakręcona i lubiła dużo mówić. Ja leżałam wtedy na kolejnej chemii, a ona przyjechała na pierwszą. Miała takie piękne, długie, brązowe włosy. Mówiła, że odda je do fundacji. Poczułam smutek, przypomniałam sobie swoje długie włosy i moment, kiedy ciocia musiała mi jej obciąć. Los tak połączył naszą historię, że spotykałyśmy się prawie na każdej chemii, a nawet po niej,kiedy przyjeżdżałam na kontrole. Niejednokrotnie leżałyśmy razem na sali, dzięki czemu chemia była lżejsza, a my mogłyśmy rozmawiać i o niej zapomnieć. Dominika była bardzo dzielna i waleczna, wręcz mężna. Podziwiałam jej upór i zawziętość. Kochała życie, cieszyła się każdym dniem i każdą chwilą.. Kochała ludzi, miała w sobie tyle ciepła. Nosiła krótką, szarosrebrną perukę. Chemia leciała kropla po kropli, a ona ciągle się śmiała. Tak chciała żyć. Pamiętam dzień, gdy spotkałam ją po raz ostatni. I pamiętam swój płacz, gdy dowiedziałam się, że Dominika odeszła na zawsze..Zostawiła swoją miłość, kogoś, kogo kochała całym sercem..
Aleksandra.. Kobieta, matka o walecznym sercu, którą spotykałam prawie na każdej chemii. Miłość Oli i jej męża mogłam podziwiać przy każdym pobycie w szpitalu. Nigdy nie widziałam piękniejszego odzwierciedlenia słów przysięgi małżeńskiej "w zdrowiu i chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy.." Każdy kojarzy miłość z motylami w brzuchu, randkami i romantycznymi spacerami. Niestety, prawdziwa miłość musi nieść swój krzyż. Przychodzą mi na myśl słowa: "Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie". To słowa Ś.P. św. Jana Pawła II. Niejednokrotnie wracałam do nich, gdy chciałam się poddać. Ola i Marcin nieśli swój krzyż. Ale wiem, że Ola była bardzo szczęśliwa i odeszła spokojnie, w ramionach ukochanego, w Godzinie Miłosierdzia. Marcin, jeśli to czytasz, wiedz, że zawsze będziesz dla mnie bohaterem. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś, by uczynić życie Oli piękniejszym. Ola jest na pewno szczęśliwa i wierzę, że nie czuje już bólu..
Każda z tych osób, choć odeszła, zostawiła rysę na moim sercu. Każda z nich pokazała mi coś wartościowego i wiem, że nie spotkałam ich przypadkiem.. Wielu przyjaciół z onkologii nadal jest ze mną i mam nadzieję, że tak zostanie. Patrycja, Ada, Agnieszka, Ania i wielu innych, którym kibicuję każdego dnia. Choroba i ludzie, których spotkałam podczas niej sprawili, że wiele się nauczyłam i zrozumiałam mnóstwo rzeczy. Na swojej drodze w tym czasie spotkałam także osoby, które mnie skrzywdziły, ale nie żałuję. Sprawiły one jedynie, że stałam się jeszcze silniejsza i potrafię walczyć o siebie. Wiecie.. ten rok był bardzo długi i trudny, ale piękny. Wiele przeżyłam, zobaczyłam.. Pamiętam jak leżałam na którejś chemii i pomyślałam, że gdy wyzdrowieję, pojadę w góry i na szczycie wykrzyczę im, że wygrałam. Spełniłam swoje marzenie, choć było zbyt dużo ludzi, by krzyczeć z radości, zrobiłam to w sercu. Nie mówię, że się nie boję. Boję się bardzo. Wszystkiego. Boję się kolejnej chemii, utraty włosów, kolejnych operacji. Ale wiem, że nie mogę się poddać. Bo walczę dla Was, dla osób, które kocham i dla SIEBIE .. ❤️
Na koniec zostawię słowa, które wiele mi uświadamiają..
"Czasami potrzeba w życiu tragedii, własnego trzęsienia ziemi i rozpadu swojego prywatnego nieba, żeby zrozumieć, co jest w życiu najważniejsze. Odejść od nieodpowiednich ludzi, przestać wplątywać się w niewłaściwe sytuacje i opuścić niewłaściwe myśli. O sobie, o innych, o świecie (..)
Kiedy otworzy się oczy, umysł i serce - nagle na naszej drodze stają ludzie, którzy są czystą inspiracją, dzięki której na nowo chcemy budować swój świat" ↝ Aleksandra Steć"
Natalia walcz! Tak pięknie jak do tej pory! Czytalam i płakałam...
OdpowiedzUsuńBardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki i będę modlić się o Twój szybki powrót do zdrowia! Nie daj się! ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńCudownie ze wyszlas z tego chorobska! Ja zmagam sie z borelioza i tez nie moge tego wyleczyc. Pozdrawiam i zycze zdrowka i duuzo sily od Pana Boga!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi to czytać, każda wiadomość o chorobie to dla mnie ukłucie w sercu.. Mimo wszystko ja, jak to ja.. Jestem pełna nadziei i nigdy nie skreślam niczego, dlatego też nie skreślam Pani zdrowia, bo wierzę, że po najstraszniejszej burzy wychodzi słońce. Dlatego bardzo chciałabym, aby Pani również w to uwierzyła i walczyła z nadzieją. Życzę dużo siły i pozdrawiam 🥰
OdpowiedzUsuń