Nawet największe cierpienia mogą stać się źródłem niewyobrażalnej siły..
Moi kochani Czytelnicy,
dotknęła mnie dziś taka refleksja i postanowiłam napisać nowy post. Zainspirowała mnie do tego pewna rozmowa..
„ - Bo wiesz, po trzech latach od diagnozy, stwierdziłam, że ja tak naprawdę nie żałuję swojej choroby..
- Ale o czym Ty mówisz? Jesteś szczęśliwa, bo zachorowałaś?
- Jestem szczęśliwa, bo dzięki chorobie więcej otrzymałam, niż mi odebrano.”
I właśnie o tym chciałabym dziś napisać. Kiedy człowiek usłyszy straszliwą diagnozę, pierwszą myślą, która pojawia się w głowie, jest: „Co ja takiego zrobiłem, że przytrafiło mi się coś takiego”. I jest to zupełnie naturalne. Pojawia się szok, bunt i niezrozumienie. W końcu sama to przechodziłam i wiem o czym mówię. Ale z czasem uczymy się żyć z nowym towarzyszem naszego życia. Tak było i w moim przypadku. Na początku tworzyłam czarne scenariusze, nie widziałam światła nadziei a chorobę odbierałam jako życiową karę, choć sama nie wiedziałam, za co. A dziś? Patrzę na to wszystko zupełnie inaczej. Niedawno wpadł mi w ucho świetny utwór Tau, a mianowicie "Kod". A w szczególności dotknął mnie jego fragment:
"Wyobrażam sobie siebie,
gdybyś dziewięć lat temu nie zatrzymał mnie w moim dzikim pędzie.
Miałbym jeszcze refleksje,
czemu istnieję i co jest sensem życia.
Czy zatraciłbym się w tym dziwnym świecie
i nadal pędziłbym tą autostradą życia? (...)".
I po tych usłyszanych słowach stwierdziłam, że muszę coś napisać. I nie będzie to post tylko i wyłącznie o chorobie. Ale o wszystkim, co wydarza nam się w życiu i co postrzegamy jako nieszczęście. Bo wiecie, z czasem może się okazać, że nasze nieszczęścia są naszym największym szczęściem i źródłem niewyobrażalnej siły. Ciężko to pojąć, prawda? A jednak coś w tym jest..
Pamiętam, że na początku choroby najstraszniejsze było dla mnie to, że stracę włosy. Chyba nie sądziłam wtedy, że dotknie mnie większy strach, gdyż jeszcze nie miałam pojęcia, czym jest złośliwy nowotwór. Patrzyłam w lustro i dotykałam ich z każdej strony. Zastanawiałam się, jak będę wyglądać bez nich. Wiecie, to tak naprawdę bardzo błaha sprawa, ale naprawdę wtedy czułam ból. To straszne patrzeć na coś, wiedząc, że widzi się to po raz ostatni. A dziś, potrafię się cieszyć nawet z czegoś takiego, jak włosy, które mam już za ramię. To takie małe radości i osiągnięcia, które zrozumie każda kobieta, która kiedyś straciła włosy. I ja doszukuję się w tym samych plusów - pamiętam, jak doktor, przekazując mi diagnozę powiedział: "Wypadną, ale odrosną silne i mocne jak druty, zobaczysz Natalka.." I miał rację
Właściwie, kiedy wspominam ten dzień i pierwsze zderzenie ze słowem nowotwór, tak sobie myślę, że wtedy do głowy by mi nie przyszło, że dzięki niemu stanę się bardzo szczęśliwą i bogatą wewnętrznie osobą. Bo czy nie jesteśmy bogaci, gdy potrafimy być wdzięczni za wszystko, co mamy? Myślę, że tak jest. Człowiek z natury chce więcej i więcej i nigdy nie poczuje się nasycony. Ja odkąd zachorowałam, totalnie zaprzestałam żyć w ten sposób. Potrafię usiąść na balkonie z kubkiem herbaty o poranku i pomyśleć: "Jestem dziś najszczęśliwsza na świecie. Wstałam o własnych siłach i właśnie piję herbatę, którą zrobiłam samodzielnie". Pamiętacie post, w którym pisałam, że cieszyłam się z kanapki, którą sama zrobiłam po raz pierwszy od operacji?
Człowiek, kiedy traci wszystko, zaczyna dostrzegać tak małe rzeczy. I choć piszę to już po raz setny i być może się powtarzam, to uważam, że jest to naprawdę ważne, aby doceniać. Choroba uczyniła ze mnie chodzącą optymistkę! Od życia dostałam więcej, niż mogłam się spodziewać. A szczególnie ludzi, którzy otrą mi każdą łzę. To ważne, aby doceniać osoby wokół siebie. Bo nigdy nie wiemy, kogo widzimy po raz ostatni. Warto być dla siebie dobrym, choć nie zawsze się to opłaca. Na swojej drodze spotykamy w życiu różnych ludzi. Ja spotkałam na szczęście ogrom wspaniałych osób, które dały mi siłę, radość i wsparcie. Mam wspaniałych przyjaciół, za którymi skoczę w ogień i na których mogę liczyć. Przyjaźń to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaka może przytrafić się człowiekowi. I tak naprawdę nie żałuję żadnego spotkania w swoim życiu. Każdy człowiek mnie czegoś nauczył i z każdej sytuacji wyciągnęłam lekcję. Dzięki spotkaniu ludzi życzliwych i dobrych, nauczyłam się pomocy innym. Nauczyłam się, jak wyciągać rękę do osób słabszych. Nauczyłam się wybaczać. Umiem zauważyć osoby, których nie zauważa nikt. I jestem za to bardzo wdzięczna mojej chorobie i ludziom, których dzięki niej poznałam. Bo bardzo mnie doświadczyła. A doświadczenia to nasz największy skarb, nie ważne, czy dobre, czy złe
Źli ludzie również mnie wiele nauczyli. Spotykając na swojej drodze osoby złe i podłe, dziś wiem, kim nie chcę się stać. Dzięki takim pojedynczym osobom jestem jeszcze silniejsza i mądrzejsza na wiele spraw. I mogę takie osoby darzyć jedynie współczuciem, bo nie udało im się odebrać mi siły i tego, co mam w środku. Nadal jestem bardzo szczęśliwa i wiem, że nikt nie jest w stanie zgasić mojego wewnętrznego głosu, który mówi, że warto być życzliwym, mimo wszystko Dlatego uważam, że każde doświadczenie nas czegoś uczy i niczego nie wykreśliłabym z mojej przeszłości. Może błędy, które sama popełniłam. Ale.. czy gdybym ich nie popełniła, byłabym tu, gdzie jestem, mając takie, a nie inne wnioski? No właśnie
Jakiś czas temu siedziałam późnym wieczorem z moją przyjaciółką i rozmawiałam o naszym życiu. Zastanawiałyśmy się, co by było, gdybyśmy były zdrowe..
"- Gdybyś mogła cofnąć czas, chciałabyś być zdrowa od początku do końca?
- Chciałabym być zdrowa, ale gdybym była zdrowa przez cały czas, nie spotkałabym Ciebie!"
I czy potrzeba coś więcej? Myślę, że nie trzeba tu żadnego komentarza. Dzięki temu, co nas spotkało, zyskałyśmy piękną przyjaźń. Zaufanie i świadomość, że jest ktoś ważny, kto cieszy się z naszego szczęścia i z kim możemy o wszystkim porozmawiać. O radości, strachu, lękach, o wszystkim, co nas dotyka. Pewnie gdyby nie choroba, nigdy nie założyłabym bloga. Nie sądziłam, że tyle osób będzie do mnie pisać, że dla tylu ludzi mogę być siłą. Bardzo często przychodzą do mnie maile z prośbą o rozmowę i wsparcie. Każdego staram się wesprzeć i obdarzyć siłą, żadnego nie pomijam. I dla mnie ten blog ma ogromny sens, wiem, ze czyta go mnóstwo osób. Kiedy byłam chora, szukałam z nadzieją innych, którzy piszą słowa wsparcia i przeczesywałam internet, aby znaleźć historie osób, które walczą z nowotworem lub z nim wygrały. I dzięki temu blogowi chcę zostawić po sobie ślad. Wiem, że za parę lat, czy miesięcy.. ktoś go przeczyta i pomyśli: "Będę walczył, nie poddam się". I to dla mnie największy powód, aby nie zaprzestać pisania.. 💜
Kiedyś ktoś mądry powiedział..
" Jeśli choć jedną dobrą myśl wniosłeś do czyjegoś umysłu, jedno dobre uczucie zaszczepiłeś w czyjeś serce, jedną godzinę szczęścia, rozpromieniłeś smutne, szare życie - spełniłeś zadanie anioła na ziemi. "
~ John Lubbock
Wszystko, co wydarza się w naszym życiu, ma jakiś sens. Każda sytuacja i człowiek nas czegoś uczą. Bądźmy wdzięczni za te doświadczenia. Dzięki nim jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, z bagażem życiowych lekcji. Jeden bagaż jest większy, drugi mniejszy, ale każdy jest tak samo wartościowy. Życzę Wam wszystkiego, co najlepsze! 🧡
Nigdy się nie poddawajcie i nie uginajcie pod żadnym z życiowych bagaży! 💪
Pozdrawiam Was, Natalia 💛
Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń